Producent alkotubek – notabene specjalizujący się w musach owocowych w saszetkach, stąd pewnie pomysł na innowacyjne zastosowanie tych opakowań – z energią przystąpił do dystrybucji. Alkotubki znalazły się na półkach, w jednym sklepie były nawet eksponowane w kartonach po musach owocowych Winiary, która to marka nic z całą sprawą nie miała wspólnego.
I sprawy spokojnie szły swoim trybem. Producent, którego nazwę pomińmy z awersją, rozwijał sprzedaż i budował popyt nieco szemranym marketingiem… aż do czasu, gdy jakiś rodzic zaalarmował w mediach społecznościowych, że przez pomyłkę nabył taką alkotubkę i omal nie dał swojemu dziecku niezdrowej przekąski. Gruchnęło i zaśmierdziało, jakby ktoś granat wrzucił do szamba.
W socjalach zawrzało, politycy nagle wpadli w amok, w mediach zahuczało, że "Tusk jest wściekły", marszałek Hołownia zagrzmiał spod swojej laski, że "tu celem jest dziecko". Spanikowana minister Leszczyna zwolniła za brak czujności dwoje odpowiedzialnych urzędników, po czym ruszyła do mediów ogłaszać, że jak raz kończą się prace nad zaostrzeniem ustawy o wychowaniu w trzeźwości i lada szelest sprzedaż alkotubek zostanie zakazana. Inspekcja zaszyta pod tajemniczym akronimem IJHARS ruszyła na polowanie na trefny towar i… nie znalazła ani jednej sztuki. Kamień w wodę. Burza zaczęła przycichać.
Tymczasem nie wszystkich poniosła fala świętego oburzenia. Gdy o alkotubkach zrobiło się głośno, zaczepił mnie osiedlowy moczymorda i podnieconym głosem spytał: – Ej, sąsiad, gdzie to coś kupić? Superpomysł, można sobie spokojnie chlapnąć na ławeczce, nikt się nie przyczepi, a tu łażą patrole i gonią – zachwycał się, ale musiałem zgasić jego entuzjazm.
– Po pierwsze, tego czegoś już nie ma w sklepach, pogonili producenta, a po drugie, nie stać cię, taka seteczka kosztuje dychę i ma raptem kilkanaście wolt, przy twoim litrażu wydałbyś fortunę – poinformowałem nieco osowiałego interlokutora. – Ale przecież możesz sobie kupić mus owocowy i wlewać wódę do własnej alkotubki. – Genialne! No, jednak prasa to potęga – pochwalił mnie i, odzyskawszy dobry humor, pobiegł do Biedry.
***
Powyższy artykuł pochodzi z nr 5/2024 magazynu "Wiadomości Handlowe". Zostań naszym prenumeratorem.