Marian Owerko, założyciel i przewodniczący rady nadzorczej FoodWell (dawniej Bakalland), w trakcie kongresu Retail Trends 2024 przyznał, że jest spokojny o przyszłość marki Bakalland, podobnie jak wszystkich innych A brands. Stoją za nim bowiem lata inwestycji, które owocują tym, że są to brandy rozpoznawalne i kochane przez klientów.
Dodatkowo producenci takich marek, poza tym, że gwarantują im wysoką jakość, co jest rzeczą oczywistą, są również w stanie je rozwijać, reagując na szybko zmieniające się potrzeby konsumentów m.in. w zakresie smaku, opakowań czy zastosowań. Co istotne, dysponują też wiedzą na temat rynku i poszczególnych podkategorii, której pozyskanie, a przede wszystkim przeanalizowanie i zrozumienie wiąże się ze odpowiednią strukturą i wydatkami.
Co dalej z drugoligowymi markami producenckimi?
– O los marek B, a w szczególności C i D jestem niespokojny – stwierdził Marian Owerko, wyjaśniając, że jego niepokój wynika przede wszystkim z tego, że percepcja klientów jest ograniczona, ale też z doświadczenia. – Działam na rynku od 33 lat i widziałem kilkaset marek C i D, które już nie istnieją. To jest kwestia ewolucji – argumentował.
Założyciel spółki FoodWell, podkreślił, że wraz z rosnącym optymizmem konsumenckim marki producenckie będą zyskiwały na znaczeniu. Obronią się także silne marki własne, czyli te mocno wspierane marketingowo, które – dzięki inwestycjom w ich rozpoznawalność – stały się już markami w pełnym tego słowa znaczeniu. Sytuacja private labels poza kanałem dyskontów to inna kwestia.
Pójście drogą dyskontów nie zawsze się sprawdza
– Z ostatnich badań wynika, że marki własne w super- i hipermarketach, które idąc za przykładem dyskontów, oddały im bardzo dużo miejsca na sklepowych półkach, nie zyskują udziałów rynkowych. Notują one – jak to mówią Amerykanie – ujemny wzrost – podkreślił Marian Owerko. Dodał, że aktualnie mamy czas, w którym sieci hiper- i supermarketów zaczynają zauważać, że ich marki nie uzyskały takiej pozycji, jak to było zakładane, a ograniczenie przestrzeni markom producenckim skutkowało spadkiem ich sprzedaży. Ten spadek ograniczył zyski sieciom hiper- i supermarketów, a nie przeniósł do nich klientów z dyskontów.
Czy udziały marek własnych w ofercie sklepów trzeba odgórnie ograniczyć?
Zapytany o to czy rynkowi, w tym głównie mniejszym producentom i posiadaczom B i C brands, potrzebne są odgórne regulacje w zakresie maksymalnego udziału marek własnych w ofercie sklepów, nad której wprowadzeniem zastanawia się obecny rząd, Marian Owerko przyznał, że w jego ocenie takie przepisy mogłyby się okazać równie martwe jak te zawarte w ustawie o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji.
Twórca spółki FoodWell przyznał, że zostawiłby tę kwestię niewidzialnej ręce rynku, w którą wierzy, podobnie jak w logikę, i kompetencje ludzi zarządzających zarówno firmami producenckimi, jak i sieciami handlowymi.
– Jeśli strony zaangażowane w gigantyczny biznes FMCG warty za chwilę prawie 300 mld zł uznają, że warto iść w kierunku marek własnych, rozwijać je, a producenci nie będą ich traktować jako rozwiązania na chwilę, "wypełniacza logistycznego”, "wypełniacza mocy produkcyjnych”, to inwestycje tego typu zaczną być też inaczej postrzegane przez otoczenie rynkowe – przekonywał.
W tym wszystkim potrzebna jest jednak czujność i wiedza, bo postawienie na private labels nie zawsze jest bezpieczne. – Producenci mają tego świadomość i odpowiednio na to reagują, bo dbają o swój biznes. Podobnie jest z sieciami handlowymi, które także budują swoją pozycję w oparciu o szybko aktualizowaną wiedzę o rynku, bo tego po prostu nie da zrobić w oderwaniu od rzeczywistości – podsumował.
***
Uwaga! Chcesz wziąć udział w przyszłorocznej edycji kongresu? Rejestracja First Minute na Retail Trends 2025 już ruszyła.