Jeden ze 100 konkretów na 100 pierwszych dni rządów Donalda Tuska, brzmiał: "Co najmniej połowa strategicznych produktów żywnościowych w sklepach musi pochodzić z Polski. Wprowadzimy obowiązek oznaczania flagą kraju pochodzenia wszystkich świeżych produktów w sklepach".
Tej obietnicy nie udało się zrealizować. Zgodnie z aktualnymi deklaracjami PO, "Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi prowadzi analizę i ocenę stanu faktycznego w zakresie udziału w sprzedaży produktów pochodzenia polskiego w sklepach wielkopowierzchniowych. Trwają konsultacje z przedstawicielami sieci sklepów. Analizowane są obowiązujące przepisy prawa w zakresie obligatoryjnego oznaczania flagą kraju pochodzenia wszystkich świeżych produktów żywnościowych".
Natomiast już w styczniu br. w Sejmie pojawił się przygotowany przez PiS projekt ustawy o sprzedaży detalicznej produktów lokalnych. 7 maja projekt został skierowany do pierwszego czytania w Komisji Gospodarki i Rozwoju oraz Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Do przewidzianych w tym projekcie rozwiązań odniosła się właśnie Polska Izba Handlu.
"Poselski projekt ustawy o sprzedaży detalicznej produktów lokalnych, który został złożony w styczniu, ma być procedowany przez Sejm. Projekt zakłada, że przedsiębiorca będzie zobowiązany do zapewnienia w prowadzonej przez siebie jednostce handlu detalicznego sprzedaży produktów lokalnych: owoców i warzyw, mięsa i produktów mięsnych, mleka i produktów mlecznych oraz pieczywa w ilości nie mniejszej niż 2/3 danej kategorii produktu rolno-spożywczego w danym roku obrotowym nabytych bezpośrednio od ich wytwórców" - czytamy w stanowisku PIH.
– Samą ideę zwiększenia liczby lokalnych produktów na sklepowych półkach oceniamy pozytywnie. Pamiętajmy jednak, że handlowcy już teraz chętnie współpracują z lokalnymi dostawcami, wprowadzając rodzime produkty do swojej oferty. Odpowiadają w ten sposób na potrzeby konsumentów, którzy często sięgają po artykuły pochodzące z lokalnych źródeł, ponieważ wysoko oceniają ich jakość. Działania przedsiębiorców wynikają więc między innymi z naturalnej dynamiki rynku i tak powinno pozostać. Odgórna regulacja sprzedaży produktów lokalnych w określonej ilości wiąże się z wieloma zagrożeniami dla polskich przedsiębiorców MŚP – twierdzi Maciej Ptaszyński, prezes Polskiej Izby Handlu.
Dlaczego przedsiębiorcy protestują?
W ocenie PIH projekt "lokalnej półki" oznacza dla branży handlowej szereg problemów. Po pierwsze wskazano na "sztuczny próg, nieadekwatny dla wielu przedsiębiorców". "Na polskim rynku działają i rozwijają się różne formaty rynku: od małych, osiedlowych sklepów i sklepów convenience, przez supermarkety, dyskonty, po hipermarkety. Każdy z nich oferuje inny asortyment, a przede wszystkim wymaga innego modelu zarządzania. W przypadku niektórych placówek 2/3 półki to za duża liczba, dla innych za mała. Nie można narzucać na zróżnicowany rynek handlu sztywnych ram w zakresie wymaganych rodzajów produktów trafiających na półki" - uważa Polska Izba Handlu.
Organizacja ostrzega też przed "znaczącym naruszeniem łańcuchów dostaw". PIH wskazuje, że "nawet sklepy prowadzone przez mniejszych przedsiębiorców są zaopatrywane przez centra dystrybucyjne obejmujących swoim zasięgiem po kilka województw. Zindywidualizowanie oferty na poziomie powiatu jest zadaniem logistycznie niewykonalnym. Warto zwrócić także uwagę, że w wielu kategoriach produktowych – również tych podanych przez wnioskodawców projektu ustawy – na niektórych obszarach nie ma ich lokalnych producentów. Rynek produkcji żywności jest silnie skoncentrowany. Oznacza to, że ustawowa regulacja narzucająca przedsiębiorcom prowadzącym sklepy konieczność zaopatrywania się u lokalnych producentów znacząco naruszy łańcuchy dostaw".
Polska Izba Handlu sprzeciwia się także nakładaniu kolejnych obowiązków sprawozdawczo-administracyjnych na przedsiębiorców. "Zobowiązanie handlowców do oferowania w 2/3 wyżej wymienionych produktów od lokalnych dostawców będzie wiązała się z koniecznością kolejnego raportowania. Jesteśmy temu kategorycznie przeciwni. Przedsiębiorcy, zwłaszcza z sektora MŚP, już teraz są przeciążeni nadmierną liczbą obowiązków sprawozdawczo-administracyjnych, które wymagają terminowego składania raportów do wielu instytucji. W najbliższym czasie staną przed nimi również kolejne wyzwania, m.in. wynikające z wdrażania systemu kaucyjnego" - czytamy w stanowisku organizacji.
W ocenie PIH projekt lokalnej półki byłby też ingerencją w wolny rynek. "Wprowadzenie odgórnego limitu wprowadzania do oferty sklepu produktów spoza lokalnych produkcji może potencjalnie stać się silną ingerencją w wolny rynek. Przedsiębiorcy muszą mieć większą dozę swobody w wybieraniu produktów do asortymentu. Tego oczekują od nich konsumenci" - uzasadnia izba.
Lokalna półka niezgodna z prawem UE?
PIH ma też wątpliwości, czy program lokalnej półki byłby zgodny z zasadami wolnego przepływu towarów w Unii Europejskiej. "Podobny program kilka lat temu funkcjonował w Rumunii: sieci handlowe zobowiązano do stosowania tzw. krótkiego łańcucha dystrybucji. Regulacje te zostały uznane przez Komisję Europejską za naruszające zasady wolnej konkurencji, swobodnego wybierania swobodnego wybierania produktów przez konsumentów, a także za naruszające fundamentalną w Unii zasadę wolnego przepływu towarów. W 2020 r., po zakończeniu postępowania naruszeniowego KE, Rumunia zrezygnowała z przepisów. W tym kontekście program lokalnej półki budzi poważne wątpliwości" - komentuje PIH.
Polska Izba Handlu w stanowisku dodaje, że "popieranie produktów pochodzenia lokalnego jest ideą, którą warto realizować". Wskazuje, że "warto zachęcać przedsiębiorców do zwiększania udziału produktów lokalnych na sklepowych półkach", przy czym "nie można jednak wymuszać tego za pomocą ustawy, która będzie wiązała się z szeregiem niekorzystnych konsekwencji dla przedsiębiorców i utrudni funkcjonowanie rynku handlu w Polsce".