Operatorem sieci sklepów Myprice na polskim rynku jest spółka Torgservis PL - ta sama, która stała za dyskontami Mere. Wspólnikami w tej spółce są bracia Andriej i Siergiej Szneiderowie - majętni biznesmeni wywodzący się z rosyjskiego Krasjonarska, którzy w 2009 r. na Syberii utworzyli sieć sklepów Swetofor, dziś będącą jednym z największych operatorów spożywczych w Rosji. To sklepy sprzedające głównie tanie produkty pod nieznanymi markami (lub wręcz bez jakiejkolwiek marki). Oszczędza się tu na wystroju i na meblach - towar leży na paletach. Są to hard dyskonty, po wejściu do których ma się wrażenie, że cofnęło się w czasie – i to o wiele lat.
Rosyjskie dyskonty rozpychają się za granicą
Bracia Szneiderowie w 2017 r. rozpoczęli międzynarodową ekspansję sieci. W niektórych "bratnich krajach", takich jak Kazachstan czy Białoruś, zdecydowano się na skorzystanie z marki Swetofor, za to na potrzeby państw Unii Europejskiej - ale także m.in. Ukrainy - wymyślono brand Mere. Pierwsze sklepy pod tym szyldem w Polsce miały ruszyć w 2018 r., jednak ich debiut opóźnił się o dwa lata. Firma zapowiadała, że otworzy w naszym kraju 105 dyskontów. Rozwój nie przebiegał jednak szybko - w latach 2020-2022 sieć rozrosła się w Polsce zaledwie do 10 placówek.
Rosyjski atak na Ukrainę w lutym 2022 r. sprawił, że plany rozwoju Mere szybko trzeba było zrewidować. W sklepach w Polsce szybko zorganizowano wyprzedaż towaru, a następnie zamknięto placówki. Nie powinno więc dziwić, że operator sieci (spółka Torgservis PL) w 2023 r. wykazał... zerowe(!) przychody ze sprzedaży, podczas gdy jeszcze rok wcześniej przychody sięgały 31,73 mln zł. Z kolei strata netto za rok 2023 wyniosła 1,56 mln zł (rok wcześniej 3,94 mln zł straty netto).
Zamykaniu sklepów Mere w Polsce towarzyszył analogiczny proces w kilku krajach Europy Zachodniej. Placówki likwidowano - a także porzucano plany nowych otwarć - w związku z antyrosyjskimi nastrojami zachodnich konsumentów, które uwidoczniły się w pierwszych miesiącach po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie. Sama Ukraina już wcześniej, bo w 2021 r., zakazała działalności Mere, uznając tę sieć za zagrożenie dla swojego bezpieczeństwa narodowego. Mere chciało otworzyć w Ukrainie nawet 40 sklepów w rok. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Ołeksij Daniłow nazwał ekspansję Mere w swoim kraju "działaniem rosyjskich służb specjalnych". Komentując decyzje burmistrzów, którzy pozwolili wcześniej Mere na otwieranie sklepów w zarządzanych przez nich miastach, powiedział, że "to wstyd". - Chciałbym go (burmistrza Mikołajowa - red.) wysłać do Krasjonarska, skąd przybyli do nas (założyciele Mere - red.), żeby tam spróbował otworzyć sieć ukraińskich sklepów i tam próbował pracować - powiedział Daniłow. - Jeśli masz ochotę zamknąć oczy na to, co robią Rosjanie na naszym terytorium, to zrobisz to - dodał wówczas sekretarz RBNiO.
Po rosyjskiej napaści w 2022 r. Ukraina nałożyła na Siergieja Szneidera oraz jego matkę Walentynę (która wspólnie z synami rozwijała biznesy handlowe w Rosji) sankcje, w drodze rozporządzenia wydanego przez prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Siergiejowi Szneiderowi na 10 lat zablokowano zgromadzony w Ukrainie majątek, całkowicie zakazano prowadzenia działalności handlowej, unieważniono wszystkie koncesje i zezwolenia, a nawet zakazano tranzytu przez Ukrainę. Łącznie nałożono na niego 13 sankcji. Jego matkę Walentynę objęto identycznymi zakazami i ograniczeniami.
Dodajmy, że w polskim KRS-ie Siergiej Szneider (wskazany jako beneficjent rzeczywisty spółki Torgservis PL) figuruje nie jako Rosjanin, lecz jako obywatel Grenady, z rezydencją podatkową na Węgrzech.
"Forbes" szacuje dziś majątek Siergieja Szneidera i jego rodziny na 1,4 mld dolarów. Daje mu to 2306. pozycję w rankingu najbogatszych ludzi świata. Rosjanin związany jest nie tylko z biznesem sklepowym, ale także alkoholowym.
Nowa ofensywa rosyjska
Rosyjska firma, choć zlikwidowała sklepy w Polsce w 2022 r., nie ewakuowała się do końca z naszego kraju - a dziś wiemy już, dlaczego nie zdecydowała się na zamknięcie działalności. Jak bowiem dowiedział się portal wiadomoscihandlowe.pl, choć porzucono skompromitowany w naszym kraju, kojarzący się z Rosją szyld Mere, to zdecydowano się na start "od zera" pod marką Myprice. Jest to brand, z którym już wcześniej Rosjanie pojawili się w Europie Zachodniej - a konkretnie w Belgii, w lutym 2024 r. (sklepy Myprice mają działać także we Francji i w Niemczech, a prawdopodobnie także w innych krajach).
W Polsce pierwszy sklep pod szyldem Myprice ruszył latem 2024 r. w Siedlcach. Niedługo później uruchomiona została druga placówka sieci - w miejscowości Oleszewo-Borki (także w woj. mazowieckim, ale w innej jego części). Obu otwarć dokonano jednak na tyle cicho, że do tej pory - pomimo upływu kilku miesięcy - żadne ogólnopolskie media nie doniosły o uruchomieniu sklepów rosyjskiego operatora. Firma ewidentnie nie chciała rozgłosu na skalę większą od lokalnej-. Już sam brak wzmianek w mediach może świadczyć o tym, że rebranding, który miał pomóc w odcięciu się od źle kojarzącej się marki Mere, przynajmniej chwilowo spełnił zakładane cele.
Z nieoficjalnych informacji portalu wiadomoscihandlowe.pl wynika, że operator sieci Myprice ma już zabezpieczone lokalizacje pod co najmniej trzy kolejne sklepy. Wszystkie te punkty znajdują się na ścianie wschodniej. Oprócz tego w serwisach ogłoszeniowych znaleźć można wzmianki o prowadzonych przez Torgservis PL rekrutacjach na stanowiska: sprzedawców, kierowników sklepu i ich zastępców, pracowników porządkowych oraz magazynierów, a wskazaną lokalizacją jest Warszawa. Trudno jednak na tej podstawie wywnioskować, czy w planach jest otwarcie sklepów w stolicy, czy po prostu w ogłoszeniach wskazana została oficjalna siedziba spółki.
Myprice to Mere 2.0
Redakcja portalu wiadomoscihandlowe.pl odwiedziła w ostatnich dniach jeden ze sklepów Myprice. Przyjrzeliśmy się asortymentowi, porozmawialiśmy z klientami dyskontu. Żadna z zapytanych przez nas osób nie zdawała sobie sprawy z tego, że robi zakupy w sklepie, za którym stoją Rosjanie. I nic dziwnego: w sklepie nie było bowiem ani jednego produktu, przy którym jako kraj pochodzenia wskazana byłaby Rosja.
- To naprawdę rosyjski sklep? Co pan mówi, coś podobnego... A cały czas było mówione, że to jest polski sklep, przeniesiony z Ukrainy. Że skoro tam wojna, to go tutaj przenieśli - powiedziała mi starsza pani na chwilę przed tym, jak weszła do placówki na zakupy. Zapytałem, kto konkretnie tak mówił - ale nie udało mi się wydobyć odpowiedzi.
W asortymencie Myprice dominują produkty, których wskazanymi krajami pochodzenia są Polska lub Ukraina. Kupić można tu polskie ziemniaki, olej słonecznikowy czy mąkę, do tego dochodzą ukraińskie: wódka, ciastka, cukierki czy płatki. W sklepie sprzedawane są także chociażby makaron z Kazachstanu, chipsy z Białorusi, jaja z Litwy, łososie w puszce z Łotwy, sosy z Bułgarii, czy alkohole z Czech i Słowacji. Jest tu też trochę asortymentu non-food, takiego jak t-shirty, bluzy, biustonosze, papier toaletowy (z ostrzeżeniem, że nie jest sprzedawany na rolki), worki na śmieci czy chemia gospodarcza.
Sklep wygląda niemal kropka w kropkę tak, jak dyskont Mere. Zachowano czerwoną kolorystykę. Jest odrobinę schludniej, ale w dalszym ciągu siermiężnie. Brakuje mebli, towary leżą w pudłach postawionych na paletach. Jest kilka zamrażarek, a w osobnym pomieszczeniu funkcjonuje dział chłodni, gdzie znaleźć można wędliny czy nabiał.
Tylko nieznacznie zmieniło się hasło sieci. Mere promowało się sloganem "Najniższe ceny każdego dnia", tymczasem Myprice obiecuje klientom... "Niskie ceny każdego dnia". Skojarzenie z "Codziennie niskimi cenami" Biedronki pozostaje oczywiste.
Kto jest klientem Myprice? Mere chwaliło się, że to "na ogół osoby lubiące oszczędzać czas i pieniądze" i zapewniało, że wielu klientów to przedstawiciele "rodzin wieloosobowych o średnim i niższym dochodzie". Wskazywało też, że klienci sieci "uważnie planują zakupy i odwiedzają sklep raz lub dwa razy w tygodniu". Faktycznie sklepy Myprice sprawiają wrażenie dedykowanych osobom, które nie mają dużo w portfelu i są gotowe zrezygnować nieco z jakości, by dostać lepszą cenę - a zatem sięgają po tzw. produkty pierwszocenowe.
Ukraińcy mają tu kupować od Rosjan
Chodząc po sklepie Myprice, słyszymy głównie język polski, sporadycznie też ukraiński. To o tyle ciekawe, że - jak nieoficjalnie ustaliliśmy - niektórzy dostawcy podczas rozmów z przedstawicielami Myprice mieli być przekonywani, że sieć celuje nie tyle w Polaków, co przede wszystkim w przybyszów ze wschodu, a więc m.in. Ukraińców. Asortyment sklepu sugeruje, że faktycznie tak jest. Pozostaje jednak pytanie, czy Rosjanie rzeczywiście liczą na to, że będą sprzedawać produkty Ukraińcom, jak gdyby nic ważnego nie działo się w tej chwili na świecie? Na przykład jakaś wojna.
Rozmawiam o tym z klientami Myprice. Wydają się być zmieszani i próbują zmieniać temat. Jedna z pań odpowiada, że jej zdaniem sklep otworzył się w tym miejscu nie dla Ukraińców, lecz dla "ludności ciemnoskórej", która mieszka w pobliskim schronisku i pracuje w firmie będącej dużym, lokalnym pracodawcą. Jej zdaniem jest to jedyny sklep, na który stać te osoby.
W rozmowach z klientami Myprice można dostrzec pewien schemat. Gdy pytam ludzi przed wejściem do sklepu, czy są stałymi klientami, odpowiadają, że tak. Po chwili dyskusji o rosyjskich korzeniach sieci zmieniają jednak wersję. - Ja tu nigdy nic nie kupuję, dla mnie to jest takie... słabej jakości. W ogóle tu nie chodzę, dla mnie to jest takie "chałowe" - mówi starsza pani.
- Koło mnie mieszka babcia, której nie stać na inne produkty. Ja kupuję dla miej mięso za 3 zł, bo ona sama tutaj nie da rady przyjść, a ma psa. Ja psa nie mam - tłumaczy jedna z klientek.
Pytam ją, czy w czasach gdy Rosjanie bombardują ukraińskie miasta, jest w Polsce miejsce na rosyjskie sieci handlowe. - No pewnie nie... Ale wie pan, przecież tu pracują Polacy, panie z Polski. Gdzieś przecież pracować muszą - słyszę w odpowiedzi.
Chwilę później jestem jednak zapewniany, że informacja o tym, że Myprice to rosyjski biznes "na pewno" zmieni postrzeganie sklepu przez tę klientkę.
Wychodząc ze sklepu rosyjskiej sieci, dostrzegam umieszczony na kartce napis: "Wielki Brat patrzy". Co prawda jest to jedynie ostrzeżenie dla klientów, aby nie rozpakowywali jajek niespodzianek, ale... trudno nie doszukiwać się drugiego dna.
***
Ruszyła rejestracja na kongres Retail Trends 2025! Zapisz się już teraz, aby spotkać się 1 kwietnia 2025 r. w Warszawie z czołowymi przedstawicielami świata handlu i FMCG. Kliknij tutaj, aby zapoznać się z programem kongresu.