Szybciej niż w Polsce ceny żywności rosły w tym czasie m.in. na Węgrzech (68,5 proc.), na Litwie (48,5 proc.) czy w Estonii (43,9 proc.). To właśnie w tych krajach wzrosty były najwyższe. Na drugim biegunie znalazły się Irlandia (16,2 proc.), Cypr (17 proc.) oraz Luksemburg (20,9 proc.).
Analitycy zwracają uwagę, że wzrost cen żywności był niższy w krajach bardziej zamożnych. To efekt tego, że za cenę finalną produktu w większym stopniu odpowiada tam koszt produkcji, podczas gdy ceny surowców są zbliżone. W efekcie udział surowców rolnych w cenie produktu na rynkach zachodnich jest niższy, a zatem szok na rynku surowców rolnych mniej odczuwalny.
Przedstawiciele banku podkreślali również, że wyższe wzrosty cen żywności zanotowano w tych państwach, które importowały sporą ich część z Rosji i Białorusi. To tłumaczy wyraźny wzrost cen w krajach bałtyckich.
Analitycy zwrócili też uwagę na kwestię kursów walut i podkreślili, że im większa była deprecjacja, tym większy wzrost cen żywności. Jako przykład podali przede wszystkim Węgry.
Za pół roku inflacja poniżej 3,5 procent
Bank podzielił się również swoją prognozą inflacyjną. W grudniu tego roku odczyt inflacji CPI ma sięgnąć 6,3 proc. Ten spadek ma być wspierany zwłaszcza przez niższą dynamikę wzrostu cen żywności i napojów, a także nośników energii. W kwietniu przyszłego roku inflacja ma osiągnąć minimum lokalne na poziomie 3,4 proc., ale to koniec dobrych wiadomości.
Później odczyt ma się zwiększyć i w grudniu osiągnąć poziom 4,8 proc. To efekt m.in. potencjalnego wycofania się przez rząd z darmowego VAT-u na żywność. W konsekwencji inflacja w 2023 roku wyniesie 11,6 proc. a w przyszłym 4,4 proc.