Freshmarket przy ulicy Przemysłowej w Krakowie to kandydat do nagrody Market Roku w kategorii dużych sklepów spożywczych. Do zakupów zachęca usytuowana przy wejściu wyspa z owocami i warzywami. Tuż za nią jest dobrze zaopatrzony dział z pieczywem, a naprzeciwko drzwi – stoisko mięsno-wędliniarskie. To jasny komunikat, że licząca 170 mkw. powierzchni sprzedaży placówka jest dobrze zaopatrzona w produkty świeże. – Po nie głównie przychodzą klienci. Ten asortyment odpowiada za 40 proc. obrotów sklepu. Sam nabiał zajmuje 7 metrów, krojone wędliny i sery około 2,5 metra. Wypiekamy na miejscu pieczywo – oprowadza nas po sklepie Grzegorz Bieszczad. Podobnie jak inni przedsiębiorcy związani z firmą Żabka Polska jest ajentem, a nie właścicielem sklepu. – Ale czuję się, jakbym był na swoim – zapewnia Bieszczad. Lśniący nowością Freshmarket objął sześć lat temu. Zwalczył początkową pokusę, by uruchamiać kolejne placówki. – Mamy z żoną dwójkę dzieci. Na młodsze zdecydowaliśmy się dopiero, gdy starsze podrosło. Tą samą zasadą kieruję się w biznesie – uzasadnia. Sklepu dogląda przez cały czas, nawet zamieszkał obok. Kupują u niego sąsiedzi.
Szczęściarz
W CV Bieszczad ma wpisane takie firmy jak McDonald’s (dorabiał na studiach), Plus Discount i Jeronimo Martins. W handlu zaczynał jako kierownik sklepu, potem awansował na szefa regionu. Mówi, że najwięcej nauczył się, gdy biegał po sali sprzedaży Plus Discountu. Stamtąd wyniósł m.in. dbałość o detale, np. uważa, że brak cenówki może spowodować, że klient zrezygnuje z zakupów. Z Żabką związał się w ciekawym okresie: akurat ruszała z nową marką, czyli Freshmarketem. –Sądziłem, że obejmę Żabkę, a okazało się, że mogę sprawdzić się w bardziej wymagającym formacie, czyli we Freshmarkecie – wspomina. Gdy zaczynał, w Krakowie działały pod nowym szyldem dopiero pierwsze sklepy. – To był absolutny początek. Ta sieć była dopracowywana na naszych oczach. My, praktycy, też mieliśmy wkład w rozwój tego formatu – opowiada.
Dziennie placówkę odwiedza 700-800 klientów. Do godziny 16 przychodzą głównie pracownicy pobliskich biur i muzeów. Kupują drobne przekąski: jogurty, napoje, kanapki, robione na miejscu hot dogi. Ma to swoje konsekwencje dla koszyka zakupów, bo znacząco obniża jego średnią wartość. Po południu i w weekendy, gdy na zakupy przychodzą mieszkańcy osiedla, ta wartość rośnie. – Często ludzie dźwigają do kasy dwa koszyki wypchane po brzegi. Niestety, brak miejsca nie pozwala wprowadzić wózków, choć pewno by się przydały – przyznaje Grzegorz Bieszczad. Wie, że ma szczęście – nie licząc Żabki, w okolicy nie ma zbyt wielu sklepów, a ludzie, którzy tu mieszkają, są dobrze sytuowani, złotówka w tę czy w tamtą stronę nie robi im różnicy.
Importowane piwo
Grzegorz Bieszczad zdaje sobie sprawę, że centrala czuwa nad jego Freshmarketem. Tam sztab ludzi dobiera asortyment, przygotowuje promocje, ustala ceny, wymyśla wielosztuki, które (potwierdza to Bieszczad) sprawdziły się jako niezawodne narzędzie do zwiększenia sprzedaży. – Centrala dużo robi, ale nie zrobi wszystkiego. O sklep trzeba dbać samemu: układać towar, dbać o porządek, słuchać klientów. Trzeba mieć też inicjatywę. Gdy dowiedziałem się, że po sąsiedzku zwalnia się lokal i będzie można wynająć dodatkową powierzchnię, wychodziłem zgodę w centrali. Sklep powiększył się o 50 mkw., rozszerzyłem asortyment o artykuły chemii gospodarczej i kosmetyki – mówi Bieszczad. – Jako ajent mam też pewne ograniczenia, których nie ma właściciel prywatnego sklepu. On sam decyduje o tym, co wprowadzić na półki, jak coś nie schodzi, to ma pole manewru. Mnie czasem brakuje tej wolności – opowiada ajent Freshmarketu.
W sklepie widać jego rękę – ponieważ nie ma sztywnych planogramów, sam decyduje o tym, co gdzie stoi i jak rozbudowana jest to ekspozycja. Przykładem importowane piwo Korona. – Kiedyś trzymałem tylko jeden „fejs” w lodówce, ale klienci sygnalizowali, że to za mało. Zwiększyłem więc liczbę fejsów i wystawiłem wielopaki Korony. Sprzedaż wzrosła o połowę. Teraz Korona należy do czołówki najlepiej sprzedających się piw w sklepie – mówi Grzegorz Bieszczad.
Freshmarket przy Przemysłowej w Krakowie działa niedaleko dwóch muzeów: Oskara Schindlera i Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK, dlatego spora część klientów to turyści.
Grzegorz Bieszczad nie jest osobą anonimową na osiedlu. Mieszka tu, kupują u niego sąsiedzi. – Czuję, że darzą mnie tu zaufaniem – mówi
W sklepie pracuje siedem osób, z czego pięć na pełen etat. Widoczna na zdjęciu żona ajenta przez cały czas naszej wizyty w sklepie układała towar i porządkowała półki
Mimo dostarczanego przez centralę know-how Grzegorz Bieszczad sam decyduje o tym, jak eksponować towar. Dba też o właściwe oznakowanie produktów. Brak cenówki to jego zdaniem kompromitacja
Pracownicy Freshmarketu w Krakowie dostają premie za staż, pracowitość i aktywną obsługę. Kasjerzy obowiązkowo i z zaangażowaniem polecają produkty w promocji