Działalność biznesową Kamil Jesiołowski zaczynał 15 lat temu, gdy otworzył w Chodzieży (woj. wielkopolskie) bar. Po kilku latach narodził się pomysł, by poszerzyć działalność o sklep spożywczy. W 2007 roku w tym samym budynku, gdzie znajduje się bar, została uruchomiona niewielka placówka. Ryzykowne połączenie? Bynajmniej. – Staram się rozgraniczać klientów na sklepowych i barowych. Oczywiście oni przechodzą z jednego do drugiego i na odwrót, ale te biznesy wcale się nie kanibalizują. Mam bardzo konkurencyjne ceny – piwo w barze kosztuje u mnie 3,5 zł, czyli niewiele drożej niż w sklepie. Bar przydaje się, by nikt nie spożywał alkoholu pod sklepem i nie odstraszali innych klientów – mówi detalista.
Zapracowany właściciel
W międzyczasie pan Kamil otworzył jeszcze jeden sklep spożywczy, który działał trzy lata. Jak tłumaczy, lokalizacja nie była wystarczająco atrakcyjna, a placówka ledwo na siebie zarabiała. Co innego zgłoszona do konkursu Market Roku placówka przy ul. Marcinkowskiego, jednej z głównych ulic Chodzieży, w pobliżu szpitala. Przez sześć lat sklep był niezależny, ale w 2013 roku detalista postanowił przystąpić do jakiejś sieci. Po zapoznaniu się z różnymi ofertami wybrał Livio, które dawało mu dużą swobodę działania. – Jestem w miękkiej franczyzie, sam decyduję, jak prowadzić sklep, a mam wsparcie w postaci gazetek promocyjnych i dobry kontakt z przedstawicielem sieci, który zawsze pomoże – mówi Kamil Jesiołowski. Systematycznie inwestuje w prowadzoną działalność. Na początku wynajmował budynek, gdzie działał bar i sklep, by finalnie go kupić. Ponad dwa lata temu, dokupił niewielki plac koło sklepu i zrobił tam parking, dzięki czemu udało mu się zwiększyć wartość koszyka zakupowego i pozyskać więcej klientów. Obecnie jest w trakcie wdrażania systemu wspierającego sprzedaż, dzięki czemu zaoszczędzi sporo czasu, jaki musi poświęcać na metkowanie towaru. Już nawet godzina byłaby dużą oszczędnością – detalista pracuje ponad 12 godzin dziennie. Gdy dowiezie już towar i załatwi wszystkie formalności w sklepie, staje za barem. – Jak nie sklep to bar lub na odwrót, w miesiącu nie mam ani jednego wolnego dnia – opowiada detalista.
Dowozi towar lub… klientów
Chodzież to liczące około 20 000 mieszkańców miasto między Poznaniem a Piłą. Miejscowy klient nie należy do zamożnych, ale na dłuższą metę jest wierny. Gdy cztery lata temu 50 metrów od Livio otworzyła się Żabka, panu Kamilowi obroty spadły znacząco. – Po trzech miesiącach sytuacja się unormowała i zaczęła wracać do poprzedniego stanu. Dziś zupełnie nie odczuwam konkurencji ze strony Żabki. Fakt, sprzedaje się u mnie dużo alkoholu mocnego oraz piwa, ale z tego co zauważyłem, mam promocje na zupełnie inne maki niż Żabka i nie wchodzimy sobie w drogę – mówi pan Kamil. Żabka żyje przede wszystkim z pacjentów i osób przyjeżdżających do działającego naprzeciw niej szpitala. Sklep pana Kamila odwiedzają miejscowi. Duża w tym zasługa tej samej trzyosobowej obsługi, która nie zmieniła się od otwarcia. Ekspedientki doskonale znają większość z klientów, z wieloma są na Ty, wiedzą już dobrze, co komu podać lub zarekomendować. Nie bez znaczenia jest fakt, że pan Kamil prowadzi rodzinny interes – jedną z ekspedientek jest siostra, sklep pomaga prowadzić mu żona, a bar – ojciec. Pan Kamil dba o dobre relacje z klientami. Tym ze sklepu dowozi większe zakupy do domu. Tych, którzy przecenili swoje możliwości w barze, odwozi czasem do domu służbowym samochodem, gdy taksówki już nie kursują.
Cztery rozbudowy
Gdy pan Kamil uruchamiał biznes, jego sklep był ladową, 30-metrową placówką. W ciągu dziewięciu lat była ona już cztery razy powiększana i dziś jest trzykrotnie większa. W trakcie ostatniej modernizacji rozbudowane zostało m.in. stoisko alkoholowe. Obok papierosów, słodyczy, dań gotowych i pieczywa, napoje alkoholowe oraz bezalkoholowe to najważniejszy asortyment w Livio. To jak duży był sklep po kolejnych rozbudowach widać po podłodze, na której leżą płytki w różnych wzorach. Pamiątką minionego systemu sprzedaży jest stojąca na środku sali i dostosowana do potrzeb samoobsługi lada sklepowa, gdzie leżą m.in. słodycze oraz przekąski. Pan Kamil przyznaje, że wciąż ma za mało miejsca. – Jestem zdania, że lepiej mieć więcej towaru niż puste półki – przekonuje detalista. Woli sprzedawać dużo z mniejszym zyskiem, niż niewiele na dużej marzy. W jego sklepie średnia marża wynosi zaledwie 16 proc., ale atrakcyjne ceny przyciągają klientów – Livio wydaje około 500 paragonów dziennie i ma naprawdę dobrą rentowność z mkw. Kupujący przychodzą też ze względu na dodatkowe usługi – m.in. punkt Lotto, gdzie rekordowa wygrana wyniosła 10 000 zł. Klienci chętnie pobierają też pieniądze podczas zakupów w ramach tzw. cashbacku, co w średniej wielkości mieście jest wygodniejsze niż nadkładanie drogi specjalnie do bankomatu. Wszystko dla wygody klienta.
Sklep działa przy jednej z głównych ulic. Na dokupionym za budynkiem placu detalista zorganizował parking
Lada do sprzedaży serwisowej po przejściu na samoobsługę została przerobiona na zwykły regał